Brak czasu na gotowanie, a za oknem pogoda niezachęcająca do wyjścia. Co pozostaje? Zamówić obiad w dowozie. Szybki rzut oka na portal grupujący restauracje i mój wybór padł na Karczmę Telegraf.
Uprzejmie donoszę, że odwiedziłem kolejne miejsce ze smaczną domową kuchnią w bardzo dobrych cenach.
Bistro Pani Naleśnik opisywałem w połowie 2016 roku. Jedliśmy tam wówczas bardzo dobre naleśniki. Jakiś czas temu ofertę poszerzono o obiady, burgery i śniadania. I na te ostatnie wybrałem się w tym tygodniu.
Ostatnio było zdrowo, pozwólmy więc sobie dziś na coś solidniejszego. Na parkingu Pasażu Świętokrzyskiego na kieleckich Ślichowicach zaparkowała już jakiś czas temu przyczepa o nazwie Rocket Food Truck. W ofercie mają burgery i frytki.
Miałem ostatnio okazję zjeść w lokalu, w którym dania kuchni polskiej beztrosko koegzystują w menu z azjatyckimi.
Rozpocząłem remont mieszkania. Dla Państwa ta informacja ma znaczenie pięciorzędne, ale dla mnie istotna jest z tego powodu, że kompletnie nie mam czasu, by pobiegać po mieście i zjeść coś nowego. Przez ostatni tydzień podstawą mojej diety są dania dostarczane do domu. Na przykład pizza.
Od zawsze powtarzam, że jesienią i zimą, gdy za oknem ponuro, zimno i mokro, najlepiej zjeść coś azjatyckiego. I o ile z dobrą kuchnią japońską w Kielcach nie ma już problemu, o tyle ciągle cierpię z powodu braku rasowego lokalu tajskiego, koreańskiego czy wietnamskiego.
Pomysł na dzisiejszy felieton był - jak zwykle - inny, ale przechodziłem akurat przez plac Wolności i zwróciłem uwagę, że w miejscu, gdzie przez lata mieściła się pizzeria (ostatnio chyba pod nazwą Susandra), otworzył się nowy lokal - Express Bistro.
Sushi spod ręki Michała Kostrzewy miałem już okazję jeść. Nie jestem wprawdzie zagorzałym fanem tej formy kuchni japońskiej, ale jego wariacje na temat surowej ryby i ryżu bardzo mi smakowały. Gdy dowiedziałem się, że otwiera własny lokal, czekałem niecierpliwie, bo zapowiadał też w menu potrawy kuchni koreańskiej i ramen. A tego dania w dobrym wykonaniu w Kielcach brakuje.
Najgorętsza miejscówka Kielc ubiegłego tygodnia? Bez wątpienia otwarty przez PSS "Społem" Centralny Bar Mleczny. Social media, znajomi, prasa - o tym lokalu trąbili wszyscy. Obłożenie było gigantyczne, kolejki jak za komuny po cukier, a opinie przeważały bardzo dobre.
O kieleckich śniadaniach kilka razy pisałem już w "Magazynie", chciałem jednak dwa grosze w tym temacie dorzucić. Cieszy mnie bowiem, że lista miejsc, w których można zjeść dobre śniadanie, wciąż się wydłuża. Tym bardziej że przed południem nie zawsze jest chęć na soczystego burgera, pizzę czy pierogi.
Tyle razy tamtędy przejeżdżałem i nigdy nie wstąpiłem. O, jakiż to był błąd z mojej strony! Restauracja w hotelu Tęczowy Młyn, vis-a-vis Targów Kielce, podbiła bowiem moje podniebienie. Naprawdę żałuję, że tak późno tam trafiłem.
Pizzerii ci u nas dostatek, a i tak co chwila otwiera się nowa. Najwidoczniej kielczanie pizzę lubią i ciągle nie mają jej dość. Jakiś czas temu na deptaku zamknęła się Lawenda, ale przyroda nie znosi próżni i w jej miejsce otworzyła swe podwoje Restauracja Włoska.
Na kieleckim Bocianku działała kiedyś Primo Pizza. Pizzerię jednak zamknięto i przez blisko rok nic się tam nie działo. Do czasu. Nieco ponad tydzień temu otworzyła się restauracja Wzór Smaku.
Jadąc od strony Kielc, tuż za granicą Radlina, na wprost stacji Orlen w Górnie, znajdziemy zajazd i bar Biały Kruk. Reklamują się schabowym gigantem. Wielokrotnie kusiło mnie, by sprawdzić, jak reklama ma się do rzeczywistości. Ostatnio udało mi się tam zajechać.
Sobotę spędziłem na jedzeniu. Mnóstwo pysznych streetfoodowych potraw na warszawskim Targu Śniadaniowym (czekam na taką inicjatywę w Kielcach) sprawiło, że w niedzielę tradycyjnie poczułem potrzebę skosztowania czegoś swojskiego.
Miałem przyjemność przewodniczyć 5-osobowemu jury w zorganizowanym po roku przerwy w Kielcach konkursie na najlepszego burgera. W sześciu lokalach ocenialiśmy go w kategoriach "classic" oraz "free style". Ta druga daje możliwość rozwinięcia skrzydeł fantazji. Dwa lata temu aż trzy lokale pokazały w niej niemal identycznego burgera. Teraz każdy był inny, każdy zaskakiwał.
Bardzo lubię biesiadować przy zastawionym stole, nie zawsze jednak czas pozwala na kilkugodzinną posiadówkę z golonkami. Nie zawsze też mamy z towarzystwem ochotę na wysublimowane dania. W takich chwilach z pomocą przychodzi lokal otwarty na ulicy św. Leonarda 16/3 - Ministerstwo Śledzia i Wódki.
Druga edycja Burger Contest Kielce 2017 rozpoczęła się w poniedziałek. Werdykt jury poznamy w przyszłym tygodniu i wtedy dowiemy się, gdzie w Kielcach robią najlepsze burgery. Będą też promocje.
W lipcu ubiegłego roku pisałem o fenomenalnej pizzy i innych włoskich smakach w restauracji Azzurro. Ostatnio znów odwiedziłem ten lokal, tym razem, by spróbować potrawy przygotowywane na kamieniu lawowym.
Niedawna wizyta blogerów w Kielcach przypomniała mi, ile fajnych miejsc mamy w regionie. Nie jeżdżę na nartach, zapomniałem więc jakoś, że amatorzy białego szaleństwa też muszą jeść. Kolega spędzający całą zimę na stokach w Polsce i Europie opowiedział mi, że z tym jedzeniem dla narciarzy w naszym kraju nie jest wesoło.
W naszym regionie wolny czas doskonale mogą spędzić zarówno osoby czynnie uprawiające sport, rodziny z dziećmi, jak i fani dobrej kuchni czy smakosze regionalnych win. Właśnie to chciało pokazać stowarzyszenie Projekt Świętokrzyskie, zapraszając do nas w ostatni weekend blogerów sportowych, winiarskich, parentingowych i kulinarnych. Wspólnie zjedliśmy dwie kolacje i odwiedziliśmy winnicę.
W podsumowaniu minionego roku pisałem przed tygodniem m.in. o tym, że w Kielcach moda na kanapki przyjęła się na dobre. Pominąłem wówczas stosunkowo nowe miejsce, uznając, że należy mu się osobny felieton. Magazyn Duża 9 otworzył się w listopadzie ubiegłego roku. Byłem tam kilka razy i zawsze wychodziłem zadowolony.
To mój 61. felieton w "Magazynie Kielce". Już przez ponad rok w tym miejscu opisuję naszą scenę gastronomiczną, a ponieważ o kieleckiej (i nie tylko) kuchni piszę dłużej, skusiłem się na podsumowanie, jak w naszym mieście zmienia się podejście do jedzenia.
Po świątecznych i sylwestrowych frykasach zachciało mi się czegoś prostego. Wybór padł na lokal o nazwie Ale Szama przy ulicy Warszawskiej, tuż przy Rynku. Na Facebooku funkcjonują jako jadłodajnia, ale na stronie WWW już jako restauracja. Prawda leży chyba pośrodku. Wystrój i obsługa kelnerska sugerują restaurację, ceny zaś i nazwa skłaniają ku jadłodajni.
Koniec roku sprzyja podejmowaniu przeróżnych zobowiązań. Patrząc na facebookowy timeline, wydaje się, że zdecydowanie najwięcej osób deklaruje wolę zrzucenia kilku kilogramów szczególnie po świątecznym pofolgowaniu sobie przy stole. Warto więc odwiedzić miejsce, które takim zobowiązaniom sprzyja.
Pizzę z L'amore Ristorante lubiłem od zawsze. Potem przyszły Kuchenne Rewolucje i L'amore zmieniło się w Grande Cozze. Nie miałem jakoś nigdy okazji wpaść do lokalu, zawsze zamawiałem na wynos. Pomyślałem więc, że czas to nadrobić. Tym bardziej, że kurz po Rewolucjach opadł już dawno i sytuacja na kuchni powinna być ustabilizowana.
Jechaliśmy akurat w pobliżu Makro i zaburczało mi w brzuchu. Raz, drugi, trzeci - czując, że to nie przelewki, próbowałem namierzyć w pobliżu jakiś obiekt gastronomiczny. Mam! Na rogu ulic Łódzkiej i Transportowców stoi okazały budynek z drewnianych bali. To Karczma Pod Strzechą.
Mam złe doświadczenia z jedzeniem na wagę. Prawie zawsze trafiam na potrawy zbyt długo leżące pod lampami. Wysuszone nie smakują tak, jak powinny. I w konsekwencji zwracam na zmywak prawie nieruszone zamówienie.
Pisałem już, że na zimne dni doskonale robi mi kuchnia azjatycka, ale - jak mawiał niejaki Dziki w filmie "Poranek kojota" - nie mogę ciągle jadać sushi. Czasami odzywa się we mnie polska dusza pragnąca ziemniaków i mięcha albo pierogów. Postanowiłem więc odwiedzić lokal, w którym wszystko to dostaniemy.
Gdy nadchodzi jesień i zima, mój organizm domaga się smaków Azji. To właśnie ta kuchnia poprawia mi nastrój i rekompensuje mrok za oknem. Co jakiś czas wybieram się więc w miasto, szukając takich smaków.
Ostatnio było tanio, pora więc na coś z wyższej półki. Si Senor Restaurantes na ulicy Koziej zbiera bardzo pochlebne recenzje. Ostatnia moja wizyta w tym miejscu tylko potwierdziła te oceny. Ale po kolei.
Są takie miejsca w Kielcach, o których niewiele osób słyszało, a jeszcze mniej miało okazję tam zajrzeć. Po pierwsze - ukryte, nie dbają o reklamę, bo mają wiernych klientów, a moce przerobowe są ograniczone. Po drugie - wyglądają z zewnątrz tak, że można je skojarzyć ze wszystkim, tylko nie z jedzeniem.
Jadłodajnia Romana to kolejne miejsce z tanimi obiadami, które chcę opisać. Mieści się na parterze wieżowca przy ulicy Nałkowskiej 2. Istnieje od 2003 roku, oprócz jedzenia na miejscu oferuje także catering i imprezy okolicznościowe oraz obiady pracownicze.
Z czym kojarzy się Państwu jesień? Dla mnie jednym z jej najbardziej charakterystycznych zapachów jest aromat ziemniaków pieczonych w ognisku. Chrupiąca skórka, mięciutkie, kremowe wnętrze, do tego kawałek masła i sól. A co, jeśli chce nam się takiego ziemniaka, a warunki nie pozwalają rozpalić ogniska?
Nie ukrywam, że jeśli już bywam w galeriach handlowych, to staram się szybko załatwić sprawę i wracać. Bywa jednak i tak, że dopada mnie tam głód i wtedy chętnie korzystam z oferty gastronomicznej.
Przy trasie S7, między Kielcami a Skarżyskiem, jest stacja paliw Orlen i bar oraz gospoda Echa Leśne. Miałem już okazję jeść tamtejszą golonkę w dowozie i bardzo mi smakowała, a pochlebne opinie znajomych sprawiły, że w końcu pojechaliśmy tam na obiad.
Teraz czekam na najlepszą moim zdaniem kanapkę świata, philly cheese steak. Czuję, że to czas, by ktoś ją w Kielcach zaczął serwować.
Czy warto zapłacić za kanapkę równowartość dwudaniowego lunchu? Postaram się przekonać, że tak. Od jakiegoś czasu można w Kielcach zjeść kanapki, których cena jeszcze kilka lat temu wydawałaby się absurdalna. Na szczęście coraz więcej osób przekonuje się, że warto zapłacić więcej za coś, co oferuje nie tylko dobry smak, ale i wysoką jakość składników.
Plejada Restaurant & Pub to miejsce bardzo popularne wśród młodych kielczan. Można tam obejrzeć mecz na dużym ekranie, zjeść niedrogą pizzę lub napić się rzemieślniczego piwa. No i lokalizacja - Rynek to Rynek, wszędzie blisko.
Copyright © Agora SA