Druga edycja Burger Contest Kielce 2017 rozpoczęła się w poniedziałek. Werdykt jury poznamy w przyszłym tygodniu i wtedy dowiemy się, gdzie w Kielcach robią najlepsze burgery. Będą też promocje.
W lipcu ubiegłego roku pisałem o fenomenalnej pizzy i innych włoskich smakach w restauracji Azzurro. Ostatnio znów odwiedziłem ten lokal, tym razem, by spróbować potrawy przygotowywane na kamieniu lawowym.
Niedawna wizyta blogerów w Kielcach przypomniała mi, ile fajnych miejsc mamy w regionie. Nie jeżdżę na nartach, zapomniałem więc jakoś, że amatorzy białego szaleństwa też muszą jeść. Kolega spędzający całą zimę na stokach w Polsce i Europie opowiedział mi, że z tym jedzeniem dla narciarzy w naszym kraju nie jest wesoło.
W naszym regionie wolny czas doskonale mogą spędzić zarówno osoby czynnie uprawiające sport, rodziny z dziećmi, jak i fani dobrej kuchni czy smakosze regionalnych win. Właśnie to chciało pokazać stowarzyszenie Projekt Świętokrzyskie, zapraszając do nas w ostatni weekend blogerów sportowych, winiarskich, parentingowych i kulinarnych. Wspólnie zjedliśmy dwie kolacje i odwiedziliśmy winnicę.
W podsumowaniu minionego roku pisałem przed tygodniem m.in. o tym, że w Kielcach moda na kanapki przyjęła się na dobre. Pominąłem wówczas stosunkowo nowe miejsce, uznając, że należy mu się osobny felieton. Magazyn Duża 9 otworzył się w listopadzie ubiegłego roku. Byłem tam kilka razy i zawsze wychodziłem zadowolony.
To mój 61. felieton w "Magazynie Kielce". Już przez ponad rok w tym miejscu opisuję naszą scenę gastronomiczną, a ponieważ o kieleckiej (i nie tylko) kuchni piszę dłużej, skusiłem się na podsumowanie, jak w naszym mieście zmienia się podejście do jedzenia.
Po świątecznych i sylwestrowych frykasach zachciało mi się czegoś prostego. Wybór padł na lokal o nazwie Ale Szama przy ulicy Warszawskiej, tuż przy Rynku. Na Facebooku funkcjonują jako jadłodajnia, ale na stronie WWW już jako restauracja. Prawda leży chyba pośrodku. Wystrój i obsługa kelnerska sugerują restaurację, ceny zaś i nazwa skłaniają ku jadłodajni.
Koniec roku sprzyja podejmowaniu przeróżnych zobowiązań. Patrząc na facebookowy timeline, wydaje się, że zdecydowanie najwięcej osób deklaruje wolę zrzucenia kilku kilogramów szczególnie po świątecznym pofolgowaniu sobie przy stole. Warto więc odwiedzić miejsce, które takim zobowiązaniom sprzyja.
Pizzę z L'amore Ristorante lubiłem od zawsze. Potem przyszły Kuchenne Rewolucje i L'amore zmieniło się w Grande Cozze. Nie miałem jakoś nigdy okazji wpaść do lokalu, zawsze zamawiałem na wynos. Pomyślałem więc, że czas to nadrobić. Tym bardziej, że kurz po Rewolucjach opadł już dawno i sytuacja na kuchni powinna być ustabilizowana.
Jechaliśmy akurat w pobliżu Makro i zaburczało mi w brzuchu. Raz, drugi, trzeci - czując, że to nie przelewki, próbowałem namierzyć w pobliżu jakiś obiekt gastronomiczny. Mam! Na rogu ulic Łódzkiej i Transportowców stoi okazały budynek z drewnianych bali. To Karczma Pod Strzechą.
Mam złe doświadczenia z jedzeniem na wagę. Prawie zawsze trafiam na potrawy zbyt długo leżące pod lampami. Wysuszone nie smakują tak, jak powinny. I w konsekwencji zwracam na zmywak prawie nieruszone zamówienie.
Pisałem już, że na zimne dni doskonale robi mi kuchnia azjatycka, ale - jak mawiał niejaki Dziki w filmie "Poranek kojota" - nie mogę ciągle jadać sushi. Czasami odzywa się we mnie polska dusza pragnąca ziemniaków i mięcha albo pierogów. Postanowiłem więc odwiedzić lokal, w którym wszystko to dostaniemy.
Gdy nadchodzi jesień i zima, mój organizm domaga się smaków Azji. To właśnie ta kuchnia poprawia mi nastrój i rekompensuje mrok za oknem. Co jakiś czas wybieram się więc w miasto, szukając takich smaków.
Ostatnio było tanio, pora więc na coś z wyższej półki. Si Senor Restaurantes na ulicy Koziej zbiera bardzo pochlebne recenzje. Ostatnia moja wizyta w tym miejscu tylko potwierdziła te oceny. Ale po kolei.
Są takie miejsca w Kielcach, o których niewiele osób słyszało, a jeszcze mniej miało okazję tam zajrzeć. Po pierwsze - ukryte, nie dbają o reklamę, bo mają wiernych klientów, a moce przerobowe są ograniczone. Po drugie - wyglądają z zewnątrz tak, że można je skojarzyć ze wszystkim, tylko nie z jedzeniem.
Jadłodajnia Romana to kolejne miejsce z tanimi obiadami, które chcę opisać. Mieści się na parterze wieżowca przy ulicy Nałkowskiej 2. Istnieje od 2003 roku, oprócz jedzenia na miejscu oferuje także catering i imprezy okolicznościowe oraz obiady pracownicze.
Z czym kojarzy się Państwu jesień? Dla mnie jednym z jej najbardziej charakterystycznych zapachów jest aromat ziemniaków pieczonych w ognisku. Chrupiąca skórka, mięciutkie, kremowe wnętrze, do tego kawałek masła i sól. A co, jeśli chce nam się takiego ziemniaka, a warunki nie pozwalają rozpalić ogniska?
Nie ukrywam, że jeśli już bywam w galeriach handlowych, to staram się szybko załatwić sprawę i wracać. Bywa jednak i tak, że dopada mnie tam głód i wtedy chętnie korzystam z oferty gastronomicznej.
Przy trasie S7, między Kielcami a Skarżyskiem, jest stacja paliw Orlen i bar oraz gospoda Echa Leśne. Miałem już okazję jeść tamtejszą golonkę w dowozie i bardzo mi smakowała, a pochlebne opinie znajomych sprawiły, że w końcu pojechaliśmy tam na obiad.
Teraz czekam na najlepszą moim zdaniem kanapkę świata, philly cheese steak. Czuję, że to czas, by ktoś ją w Kielcach zaczął serwować.
Czy warto zapłacić za kanapkę równowartość dwudaniowego lunchu? Postaram się przekonać, że tak. Od jakiegoś czasu można w Kielcach zjeść kanapki, których cena jeszcze kilka lat temu wydawałaby się absurdalna. Na szczęście coraz więcej osób przekonuje się, że warto zapłacić więcej za coś, co oferuje nie tylko dobry smak, ale i wysoką jakość składników.
Plejada Restaurant & Pub to miejsce bardzo popularne wśród młodych kielczan. Można tam obejrzeć mecz na dużym ekranie, zjeść niedrogą pizzę lub napić się rzemieślniczego piwa. No i lokalizacja - Rynek to Rynek, wszędzie blisko.
Pojedliśmy ostatnio pierogów, odwiedzaliśmy bary i restauracje, a dziś powrót do korzeni - wizyta w burgerowni Bó Burger & Fries na ulicy Leśnej w Kielcach.
Słyszę, że pierwszy odcinek przeglądu pierogów po kielecku cieszył się dużym zainteresowaniem. Nie dziwię się, nie tylko ja uwielbiam tę potrawę. Dlatego wciąż będę odwiedzał lokale, które je serwują. Dziś kolejne dwa miejsca.
Restauracja Kielecka na placu Wolności od dłuższego czasu czekała na opisanie. W końcu w towarzystwie żony i kolegi poszliśmy tam na obiad.
Pierogi to chyba najbardziej rozpoznawalna polska potrawa. Nawet w USA słowo "pierogis" kojarzone jest z polską kuchnią. W Kielcach jest wiele miejsc, w których można je zjeść. Pomyślałem, że to fajny pomysł na cykl felietonów do "Magazynu".
Postanowiłem przypomnieć dwa miejsca, które karmią kolejne pokolenia kielczan. Oba zasłynęły z pewnych dań, których receptury nie zmieniły się od lat i wciąż mają wiernych wyznawców.
Kielecka restauracja Antresola to jedno z tych miejsc, do których zawsze było mi nie po drodze. Jednak opinie znajomych, że jest fajnie, smacznie i niedrogo, kusiły. Aż w końcu umówiliśmy się tam z kolegą na obiad. Ten odcinek ul. Piekoszowskiej z uwagi na remont jest teraz niezbyt intensywnie użytkowany. Siedzenie w ogródku, mimo iż znajduje się przy samej ulicy, to czysta przyjemność.
Uwielbiam trafiać w takie miejsca. Z zewnątrz są niepozorne, skryte gdzieś między blokami, często nieznane nawet miejscowym, a potrafią zaskoczyć pyszną kuchnią.
Kuchnię turecką uwielbiam i kiedy tylko mam okazję zajadam się adaną, beyti, lahmacun czy pide. Do niedawna na te dwie ostatnie pozycje musiałem jeździć do Warszawy.
Dzisiejszy felieton wypada rozpocząć słowami wielkiego przeboju Adriano Celentano "Azzurro": "Cerco l'estate tutto l'anno e all'improvviso eccola qua", co w wolnym tłumaczeniu znaczy "szukam lata cały rok, a ono nagle jest tutaj". Bo dziś będzie nie tylko o kuchni pełnej słońca, ale i lokalu o wdzięcznej nazwie Azzurro.
Na ulicy Słowackiego 4 przez lata funkcjonowała pizzeria La Stella. Różne koleje losu sprawiły, że raz się zamykała, raz otwierała, aż ostatecznie znikła z kieleckiego rynku gastronomicznego. Ponieważ przyroda próżni nie znosi, w miejsce pizzerii otworzył podwoje lokal o wszystko mówiącej nazwie "Bistro Pan Naleśnik".
Szukając miejsc, które mógłbym opisać na łamach ?Magazynu?, często kieruję się przypadkiem. Wchodzę, bo lokal zwrócił moją uwagę zamieszczonym w internecie lub wystawionym na ulicy menu, zapachami dobiegającymi z kuchni lub ma parking dla klientów, gdy jestem samochodem.
Nie co dzień stołujemy się w drogich restauracjach, nie co dzień na obiad zjadamy kaczkę czy królika. Postanowiłem więc sprawdzić, gdzie w Kielcach można zjeść smacznie i do syta, nie przekraczając budżetu 20-25 zł na osobę. Dziś pierwsze dwa lokale z niedrogimi daniami obiadowymi.
Stawy to mała wieś w gminie Imielno. Z Kielc najszybciej dostaniemy się tam, jadąc do Kijów, a następnie skręcając na Jędrzejów. Ale po co tam jechać? - spytają Państwo. Już tłumaczę. Otóż znajdziemy tam Gospodarstwo Rybackie Stawy, w którym nie tylko można poczuć emocje towarzyszące wyciąganiu na haczyku dorodnego jesiotra, ale także zjeść wspaniałe ryby z tamtejszych stawów.
Willa Hueta to jeden z najładniejszych budynków w Kielcach, który codziennie widzę z okna, a przez lata mijałem w drodze do szkoły. Piękna willa wybudowana w pierwszej dekadzie XX wieku przez lata popadała w ruinę. Kilka lat temu na rogu ulic Słowackiego i Prostej zaczęło się jednak coś dziać. Nowi właściciele postanowili przywrócić dawny blask podupadłej rezydencji i teraz cieszy oczy odrestaurowaną fasadą i wnętrzami.
Na ulicy Polnej w Kielcach działał onegdaj pub "Zaraz wracam". Jakiś czas temu zakończył działalność, ogródek przerobiono na parking i pojawił się szyld "Koronne Smaki". 16 maja nastąpiło otwarcie. Docierały do mnie plotki, że szykuje się w Kielcach coś zupełnie nowego, że kuchnia polska, ale podana kompletnie inaczej, w interpretacji chefa Mariusza Putka, ucznia kulinarnego Mistrza Świata Jeana Bosa. Zapowiadało się więc ciekawie.
Ten felieton zacznę od trawestacji pierwszych słów "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego: "Co tam, panie, w gastronomii? Burgery trzymają się mocno?" Ano mocno. Wiele osób, w tym ja, wieszczyło, że 2015 będzie ostatnim rokiem dominacji burgerów na rynku ulicznego jedzenia. A tu, mimo iż zewsząd dochodzą głosy, że jest ich za dużo, że są nudne, że już wystarczy, miejsc je sprzedających nie tylko nie ubywa, ale coraz śmielej wkraczają do mniejszych miast.
Pierwszy stacjonarny lokal otworzyła w sobotę w Ostrowcu Świętokrzyskim marka The Bandits. Specjalizuje się w burgerach, a jej popisowe danie ma aż 800 g mięsa.
Piękne jest miasto Sandomierz i nic dziwnego, że tłumnie przez turystów nawiedzane. Po spacerze na Zamek, zwiedzeniu starówki i obejrzeniu zmiany warty pod Ratuszem człowiek jednak głodnieje. I co wtedy?
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.