Uwielbiam kanapki na gorąco. Będąc w Stanach, namiętnie korzystałem z okazji, że w tamtejszej kulturze są one pełnoprawnym uczestnikiem życia kulinarnego. Jada się je na śniadanie, lunch, a często także na obiadokolację.
Zbliża się majowy weekend, część z nas wyjedzie z miasta, ale część pewnie spędzi te kilka wolnych dni na miejscu. Dla tych, którzy nie opuszczają domu, a dodatkowo nie palą się do gotowania, przygotowałem krótką ściągawkę - gdzie w Kielcach można zjeść podczas weekendowego spaceru.
Na ulicy Konarskiego w Kielcach, niemal tuż za przystankiem MPK przy ul. Źródłowej, latami funkcjonował bar ?Mikrus?. Myślę, że wiele osób czytających ten felieton dobrze pamięta ów przybytek - zarówno okoliczni mieszkańcy, jak i absolwenci liceum im. Ściegiennego czy CKU. Lata mijały, mijało też zapotrzebowanie na tego typu usługi gastronomiczne. Kilka lat temu Mikrus zniknął, a w jego miejsce powstała restauracja Cichy Kącik. Bywałem tam nie raz, zarówno na imprezach rodzinnych, jak i jako konsument. Wystrój jest typowo domowy, taka też dominuje kuchnia.
Miłośnikom karpia zapewne nieobca jest nazwa miejscowości Śladków Mały. Z tamtejszych hodowli wiele karpi ląduje bowiem na naszych wigilijnych stołach. Ja tę rybę bardzo lubię i jeśli tylko mogę, staram się karpia jeść przy każdej okazji i pod każdą postacią. Wybrałem się więc do Śladkowa Małego.
W kieleckiej Galerii Korona jest mały lokalik, który bardzo lubię odwiedzać. Dwa lata temu w Hanaya Sushi skradli moje serce fantastyczna kaczką.
Dzisiaj zapraszam na pierwszą część przewodnika po kieleckich śniadaniach.
Stara kamienica na początku skweru Szarych Szeregów, z kapitalnym ogródkiem, w którym świetnie przesiaduje się w upalne letnie wieczory. Wnętrze przenosi nas do czasów belle epoque.
Do restauracji Oranżeria trafić można na dwa sposoby: przechodząc przez hotel Best Western lub od strony parkingu przy dawnym kinie Romantica. Ma ona dwie sale, jedna mniej formalna, używana głównie do serwowania śniadań, druga - bardziej elegancka. Siadając w niej, od razu wiemy, że Oranżeria to restauracja z wyższej półki.
O kieleckiej restauracji Monte Carlo wspominałem w pierwszym felietonie na łamach ?Magazynu?, polecając ichniejszą golonkę. Nie ukrywam, że bardzo lubię tam przychodzić, bo jedzenie pyszne, obsługa na piątkę, a ceny niewygórowane.
Ostatnio opisywałem restauracje, w których rachunek dla dwóch osób mocno przekraczał 100 zł. Pomyślałem sobie, że warto może przybliżyć też miejsca, w których można smacznie zjeść, nie rujnując przy tym portfela. Jednym z takich jest Wrzosowy Bufet.
Za oknem mokro, zimno i ponuro, ludzie tęsknią za słońcem. Jedni idą do solarium, inni lecą do Egiptu, a ja szukam go w azjatyckiej kuchni. Jestem zagorzałym fanem tych smaków, a także takich zup jak wietnamskie pho czy japoński ramen.
Jestem fanem jedzenia i piłki ręcznej. Połączyć jedno z drugim można w Kielcach w restauracji Karola Bieleckiego - Solna 12.
Nowy rok, nowe postanowienia, a wśród nich wybija się jedno - przejdę na dietę. Po świątecznym szaleństwie przychodzą wyrzuty kalorii (kaloria to takie wredne coś, co zwęża nam ubrania w szafie, gdy śpimy). Tak przynajmniej wynikało z wpisów setek osób na Facebooku. Postanowiłem i ja zainteresować się tym tematem, tym bardziej że diet do wyboru jest cała masa.
Jak mawiał pewien krytyk teatralny - najlepsza sztuka to sztuka mięsa. I ja się z nim zgadzam, szczególnie po wizycie w stylizowanym na amerykański diner Rockabilly Grill&Whisky Bar, który pod koniec ubiegłego roku otworzył swe podwoje na kieleckim Rynku. Odczekałem kilka tygodni, by wreszcie dziarskim krokiem pomaszerować mimo mrozu na kawałek mięsa. Ono bowiem króluje w karcie.
Nie oszukujmy się - wszyscy lubią pizzę lub przynajmniej raz w życiu ją jedli, a nasze miasto w pizzerie obfituje. Nie wszędzie jednak oferują tą zbliżoną do ideału.
Od razu przyznaję, że nieco mnie poniosło z tymi amiszami, ale kiedy zobaczyłem ekipę Pazibrody, takie skojarzenie przyszło mi na myśl. Charakterystyczne brody, kapelusze - no wypisz wymaluj - amisze. Ale nie o wyglądzie właścicieli chciałem napisać, tylko o ich jedzeniu i podejściu do tegoż.
Dziś o pierwszym w Kielcach barze z hamburgerami. Bo choć można było wcześniej zjeść w naszym mieście prawdziwe burgery, to Burger&Co. Homemade Slow Fast Food na ulicy Bodzentyńskiej 3/1 jako pierwszy przyjął formułę klasycznego burger baru.
W większości kieleckich lokali w menu znajdziemy albo makarony, albo pizzę. Najwyraźniej kuchnia włoska cieszy się w naszym mieście dużym powodzeniem. Może wynika to po prostu z zamiłowania Polaków do wszelkiej maści klusek?
Czy wiedzą Państwo, która potrawa kuchni polskiej została opisana pierwsza wraz z recepturą? Była to maczanka po krakowsku. Według Leszka Mazana był to też pierwszy polski fast food. A cóż to takiego ta maczanka, zapytacie? Otóż jest to długo duszona karkówka wieprzowa z sosem (oryginalnie kminkowym). Podawana w bułce, która ma zadanie wchłonąć w siebie sos, ale spotyka się ją także w wersji talerzowej. W tej ostatniej bułką ścieramy sos.
Nie da się odpowiedzieć na to pytanie w jednym artykule. Miejsc takich mamy bowiem w naszym pięknym mieście co najmniej trzy. Dzisiaj przedstawię pierwsze z nich.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.