Fot. Paweł Małecki / Agencja Wyborcza.pl
1 z 10
Płochockim się udało
Daromin to niewielka wieś koło Sandomierza. Trudno tu trafić. Dookoła typowy dla tego regionu krajobraz ? pagórki i sady. Płochoccy do Daromina trafili w 2005 roku. Wcześniej mieli winnicę na Podkarpaciu. Ich winnica leży na wzgórzu. Kilkadziesiąt metrów spaceru stromym zboczem. Na szczycie przepiękny widok na całą okolicę. Winnica ma prawie 4 hektary. Barbara Płochocka: ? Nie było łatwo. To nie tak, że wystarczy posadzić roślinę i dalej sama urośnie. Najpierw trzeba kupić sadzonki. Zrobić rusztowania, ogrodzić teren. Pierwsze owoce są po trzech latach.
Fot. Paweł Małecki / Agencja Wyborcza.pl
2 z 10
Z winoroślą jak z dzieckiem
Krystyna Kasińska, pracuje w Winnicy Płochockich: - Z winoroślą trzeba jak z dzieckiem. Nie da się odpocząć. Na wiosnę trzeba przycinać i pozbyć się niechcianych kwiatów. Trzeba je uciąć. Żeby rośliny się nie męczyły. Owocować będą najwcześniej za dwa lata. Nie daj Boże niech przymrozek przyjdzie. Mieliśmy taki w maju. Małe krzaczki przykryłyśmy. Do ziemi trzeba przycisnąć i przysypać. Wtedy sobie poradzą.
Fot. Paweł Małecki / Agencja Wyborcza.pl
3 z 10
Ludzie chcą przyjeżdżać, oglądać, próbować
Przy winnicy Płochoccy stawiają dom i przetwórnię. Pani Barbara chętnie mówi o planach: ? Chcemy mieć gospodarstwo enoturystyczne. Ludzie cały czas dzwonią i pytają się o wina. Chcą przyjeżdżać, oglądać, spróbować. Bo każda butelka jest inna. Goście w winnicy pojawiają się coraz częściej. Wkrótce będziemy mieli, gdzie ich przyjmować.
Fot. Paweł Małecki / Agencja Wyborcza.pl
4 z 10
Kiedyś rosła tu leszczyna
Jakieś 20 km od Daromina powstaje kolejna winnica. Zaorane wzgórze, specjalnie przygotowane tarasy. Marceli Małkiewicz, właściciel: ? W zeszłym roku była tu leszczyna. Stara i już nie rodziła. Wyrwaliśmy ją. A potem trzeba było przygotować całe wzgórze. Masa roboty. W kwietniu zasadziliśmy 4 tys. sadzonek. W sumie hektar. Ziemię dostał od rodziców. Pierwsze sadzonki winorośli zasadził jeszcze na studiach. ? Potrzebne mi były do pracy magisterskiej. Teraz robię doktorat.
Fot. Paweł Małecki / Agencja Wyborcza.pl
5 z 10
To miejsce zaczarowane. Siedem kilometrów lessu pod nogami
Winnica Sandomierska w Górach Wysokich Marcelego Małkiewicza nie będzie pierwszą w tamtej okolicy. Wcześniej winiarstwem zajmował się jego dziadek. ? Założył uprawę pod koniec lat 20-tych ubiegłego wieku. Winnica istniała do lat 80-tych ? przypomina. Wokół winnego wzgórza są sady, dalej staw i kawałek lasu. Małkiewicz: ? Lepszego miejsca na uprawę winorośli znaleźć nie można. Pod nogami mamy siedmiometrową warstwę lessu. Stok jest południowy. Ziemia bardzo szybko się nagrzewa i nie oddaje ciepła. To miejsce jest jak zaczarowane. Inne niż wszystko dookoła. Bardzo rzadko tu pada. W Sandomierzu może lać, a u nas ani kropli. Przymrozki też późno łapią. Zazwyczaj koło 20 października. Pokazuje ręką na horyzont: Tam wpada San do Wisły. Niedaleko też Opatówka. Tyle wody robi swoje. Klimat jest łagodniejszy. Z białymi winogronami nie ma problemów. Przy czerwonych trzeba trafić na rok.
Fot. Paweł Małecki / Agencja Wyborcza.pl
6 z 10
Na razie wino rozdaje w prezencie
We wzgórze pod winnicą wkopane są piwnice. Leży w nich kilkadziesiąt butelek wina. On też ma plany: ? To z tej uprawy, co ją założyłem podczas studiów. Czekają na enoturystów. Pierwsi mają zjechać w Boże Ciało. Remontujemy pokoje w domu. Marzą mu się, że turyści którzy przyjadą do Sandomierza jeździć będą od winnicy do winnicy. ? Wina jeszcze nie sprzedaję. Butelki rozdaję w prezencie, jak ktoś mnie odwiedza. Ale są to się zmieni ? obiecuje. Ze sprzedażą chce ruszyć w 2015 r. ? Wtedy zaowocują tegoroczne sadzonki. Będzie można zrobić 10 tys. litrów wina. Do tej pory zaznaczymy się na mapie enoturystycznej. Za kilkadziesiąt lat pewnie znikną stąd sady, a pojawią się winnice ? zapowiada.
Fot. Paweł Małecki / Agencja Wyborcza.pl
7 z 10
To nie Hiszpania, jabłek się trzymajmy
W Faliszowicach (gm. Sambrzec) jest przydomowa winnica. W sumie 40 arów. W pierwsze sadzonki zainwestowali w 2001 roku. ? Mamy winorośle. Córka nalegała. Pisze doktorat. Prowadzi badania. Cały czas mierzy temperaturę i wilgotność. Sprawdza, które odmiany się u nas przyjmą. Ma wizję. Chciałaby to robić na większą skalę. Ja jestem sceptyczny ? nie ukrywa Marian Głodowski - Czterdzieści lat zajmuję się sadownictwem. Z wina żyć się nie da. Na razie. Nie mieszkamy w Hiszpanii. Jabłka, to ich powinniśmy się trzymać
Fot. Paweł Małecki / Agencja Wyborcza.pl
8 z 10
Wśród winorośli ludzie stają się weselsi
Winorośla mają już niemal dwa metry wysokości. W Faliszowicach nie sprzedają wina. Handlują sadzonkami i owocami. Głodowski: ? Na tym można zarobić. Rośliny cudownie rosną. Taki klimat. W latach 80-tych był tu nawet profesor z Warszawy. Z SGGW. Ze studentami przyjechał. Badali fenomen sandomierskiego klimatu. Na wzgórzach jest cieplej. Całe zimno spływa w doliny, prosto do Wisły. U nas praktycznie nie ma przymrozków. Chociaż w tym roku w maju nawet jabłoniom dało popalić. Ale widzi pan winorośle rosną. Na pewno zaowocują. Wystarczy spojrzeć na liście ? 30 cm średnicy. Wie pan ile tlenu to wytwarza? Ludzie od razu stają się weselsi. Niech pan przyjedzie z dziewczyną, jak będzie upał. Na spacer po winnicy. Jak na razie to z tego największy pożytek.
Fot. Jarosław Kubalski / Agencja Wyborcza.pl
9 z 10
Dominikanie pokazali drogę
?Jest to miejsce nad podziw wesołe i miłe; uprawiają tu winnice; sady otaczają zewsząd to miasto, tak, iżby się zdawało, że lasy naokoło widzisz? ? pisał o Sandomierzu pod koniec XVI wieku Stanisław Sarnicki w swoim ?Opisaniu Polski?. Ale pierwsze winnice pojawiły się na ziemi sandomierskiej dużo wcześniej. Już w XIII wieku winną latorośl przywieźli tutaj dominikanie, żeby produkować wino mszalne. W krótkim czasie o sandomierski trunku zrobiło się głośno, bo miasto miało przywilej, który zezwalał na handel winem z całą Europą.
Podobno zasmakował się w nim sam król Kazimierz Wielki. A wśród co zamożniejszych mieszczan oznaką dobrego gustu było posiadanie własnej winnicy. Do dziś są ślady po tamtych plantacjach ? wyżłobione w lessowym podłożu piwniczki pod sandomierską starówką. Średniowieczne winnice zaczęły zanikać w XVI wieku z powodu ochłodzenia klimatu.
Fot. Paweł Małecki / Agencja Wyborcza.pl
10 z 10
To jeszcze nie sposób na biznes
Sandomierskie wina póki co można kupić tylko w jednej winiarni w mieście. Mimo, że Płochoccy sprzedają je w kilku największych miastach w Polsce. ? Mamy w ofercie różne wina. W różnych przedziałach cenowych. Tych z okolic Sandomierza jednak w karcie nie ma, bo producenci nie zwrócili się do nas z ofertą cenową. To chyba na razie to takie hobby, a nie sposób na biznes ? mówi Krzysztof Tuszino z sandomierskiego hotelu Sarmata.
Wszystkie komentarze