O tej wizycie wiedzieli tylko ci, którzy ją przygotowywali. Kielczanie mieli zakaz przebywania w pobliżu trasy przejazdu. Nie podejrzewali nawet w dziesiątym dniu wojny, że do miasta zawita sam Adolf Hitler.
Zakochał się w aktorce z Warszawy i chciał, żeby występowała także w Kielcach - tak plotkowano w ówczesnych Kielcach. Uczucie musiało być wielkie, bo specjalnie dla niej wybudował teatr.
"W Polsce całej i na świecie, prawie wszędzie Władziu bywał i zwierzynę pozyskiwał. Dziś to wszystko oglądamy i z zachwytu wprost pękamy" - napisał myśliwy poeta. Niektórzy jednak palą się ze wstydu.
Trzech policjantów z brygady specjalnej komendy wojewódzkiej weszło do komisariatu w Stąporkowie i porwało dwóch funkcjonariuszy.
Cała Warszawa oblepiona była listami gończymi z ich zdjęciami. Ona w piątym miesiącu ciąży, on podejrzany o udział w zamachu na konfidenta gestapo. Tropieni co kilka dni zmieniali mieszkania. Schronienie znaleźli dopiero koło Ostrowca Świętokrzyskiego.
Jarek może zrobić imprezę, ale nawet bez kropli piwa. Bo sąd zalecił Jarkowi, żeby "unikał kontaktu z osobami nadużywającymi alkoholu".
Lecieli z Radomia do Masłowa. Niewielki samolot uderzył w ziemię na północnym zboczu góry Klonówki, już bardzo blisko lotniska. Zapalił się, nie mieli żadnych szans. Była mgła, nikt nic nie widział. Koledzy z Aeroklubu Kieleckiego i najbliżsi dowiedzieli się o tragedii dopiero następnego dnia.
- Usłyszałam, że jestem bankrutem, i nareszcie poczułam się wolna - mówi Magda Sobecka. Szczęściara - jedna z kilku osób, którym udało się ogłosić upadłość konsumencką
- Nie wiadomo, jak tam było, ja tego nie widziałem. Pamiętam tylko, jak potem ten autobus wyciągali, żeby wyjąć zabitych - mówi spotkany we wsi mężczyzna. Nie chce się przedstawić. Gdy dziwię się, że się boi, odpowiada: - A wie pan, różnie może być.
Tak dalej być nie mogło, dlatego cała wieś się zebrała. Napisali petycję i wysyłają, gdzie się da: do gminy, policji, opieki społecznej
Obie bardzo bałyśmy się tego spotkania. Pani Felicja - bo nigdy nie rozmawiała z dziennikarzem. Ja - bo nigdy nie rozmawiałam z kimś takim jak ona. - Chciałbym umrzeć w domu, wśród bliskich mi ludzi, a nie gdzieś w szpitalnej sali, odgrodzony od świata białym parawanem. Człowiek powinien mieć prawo do umierania we własnym łóżku - mówi dr Stanisław Góźdź, organizator domowej opieki nad ludźmi śmiertelnie chorymi.
Synu, prosimy Cię, oddaj się w ręce policji. Synu, jeszcze nieraz zasiądziemy wspólnie do lektury Żeromskiego.
Kierowca, który prowadzi przez Kielce autobus miejski nr 19, nie jest kierowcą właściwym. Został do tego zmuszony.
- Gdy ktoś gdzieś jedzie i powie, że jest z Rzepina, zaraz słyszy: "Z tego Rzepina" - mówią mieszkańcy tej wsi w powiecie starachowickim. 46 lat temu popełniono tu okrutną zbrodnię, jedną z najgłośniejszych w okresie PRL.
Dostaliśmy go w prezencie na Mikołaja - śmieje się jedna z pracownic Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu. Ale zaraz cichnie i rozgląda się, czy czasem ktoś nie słyszy.
"Głosowaliśmy z nadzieją na spokojną Polskę" - obwieściło wielkim tytułem "Słowo Ludu" 5 czerwca 1989 roku. Następnego dnia, kiedy już były znane wstępne wyniki, ten ówczesny dziennik PZPR na pierwszej stronie m.in. informował, że coraz więcej stulatków żyje nie tylko w Gruzji, ale także na Wyspach Brytyjskich. O wyborach ani słowa, chyba że za skryty komentarz uznać przysłowie na dziś: "Wilk nie pasa owiec".
Robert zadał dziadkowi kilka ciosów młotkiem. Rano wrócił i podpalił mieszkanie. A szkoła w Krynkach policzyła dzieci rodziców pracujących za granicą - wyszło ponad 10 proc.
- Chcę sobie załatwić rentę - mówię do doktora Stanisława Maja, ordynatora jednego z kieleckich szpitali. - Niech pan podniesie nogę do góry - rzuca. Podnoszę. - Ale nic mnie nie boli - wyznaję szczerze. - Proszę pana, nie jest ważne dla komisji, co pana boli, tylko jakie dokumenty pan ma - irytuje się lekarz.
Szukałem w Maćku Ciesielskim choćby namiastki wschodzącego gwiazdora. W końcu jest w drużynie mistrza Polski, były o nim wzmianki w gazetach, informacje na portalach internetowych. Nic takiego nie znalazłem. Spotkałem skromnie ubranego chłopaka z nieśmiałym uśmiechem na twarzy. Nie chciał się chwalić - pierwszy żużlowiec naszego regionu może myślał o tym, co będzie na wywiadówce.
Fałszywy psycholog wystawiał rozwodzącym się małżeństwom opinie o dzieciach - od ręki, nawet bez oglądania pacjenta, i jak sam mówił, tylko "przez znajomości". Wpadł, gdy jeden z ojców zorganizował prowokację.
Jak wygrała tę olimpiadę w Poznaniu i przywiozła do domu rower górski, złoty medal i białą bluzkę z orłem, to już o niczym innym nie mówiła, tylko o mistrzostwach w Anglii. Tak się cieszyła na ten wyjazd
To zdjęcie zrobiono prawie ćwierć wieku temu aparatem Wojciecha Markiewicza. Ale nie przez niego, bo sam stanął przed obiektywem, żeby mieć pamiątkę ze spotkania z Lechem Wałęsą.
Nina przyszła do mnie do sklepu, zdjęła złoty pierścionek, położyła na ladę i powiedziała, żebym jej sprzedała za to coś do jedzenia dla dzieci. Co się stało? Przecież miała największą firmę w gminie, 50 pracowników!
Ostatnie święta Bożego Narodzenia Zofia i Krzysztof Radziwiłłowie spędzili w Sichowie Dużym w 1939 r. Ich córka Zofia Skórzyńska zasiądzie tu przy wigilijnym stole po prawie 70 latach, wnuk Stefan Dunin-Wąsowicz po raz pierwszy.
Zawsze z dziećmi - jedno na rękach, drugie w wózeczku. Wszyscy wiedzieli, że ojciec z córką żyją jak mąż z żoną. Dlaczego nie zareagowali? - To co, miałem zabić sk...? To nie moja sprawa przecież była - odpowiada 30-letni mieszkaniec Kątów Denkowskich.
Dlaczego jeden z największych bombowców z czasów drugiej wojny światowej - amerykański Boeing B-17 musiał w 1945 roku awaryjnie lądować pod Kielcami? Co się stało z załogą? Wyjaśniamy zagadkę sprzed lat.
- Chłopcy, ja muszę tam iść i zgłosić się. Przeze mnie nie mogą zginąć niewinni ludzie, żona i córka - powiedział Zygmunt Mogiła do kolegów z konspiracji w ostatnią Wigilię tej straszliwej wojny. Pożegnał się z każdym i poszedł. Na śmierć, która uratowała życie 14 ludzi.
Kiedy Maciek, uczeń Liceum Ogólnokształcącego im. Tadeusza Kościuszki w M., uderzył swojego nauczyciela w twarz, a potem uciekł do Legii Cudzoziemskiej, ludzie odważyli się mówić. Jedna matka powiedziała: "Wierzę, że jak on będzie umierał, to te wszystkie dzieci, które tak dręczył, staną nad nim"
- Nie tak wyobrażałem sobie pobyt w wolnej Rzeczypospolitej - mówi Jerzy Żelichowski, porywacz samolotu ze stanu wojennego, który od ponad dwóch lat nie może wyjechać z Polski.
Franciszkanin na Allegro: Znaleźliśmy na strychu w domku po babci sztandar z 1925 roku. Bogato haftowany, bez dziur czy pleśni
Jacek od czterech lat jest w domu dziecka. Dziadkowie chcą wziąć go do siebie, ale sąd uważa, że nie obronią go przed ojcem.
Czy w szklanej trumnie na Świętym Krzyżu leży rzeczywiście straszny Jeremi Wiśniowiecki, opisany w "Ogniem i mieczem"? - Jakkolwiek by było, z legendą się nie walczy - mówi profesor Jan Widacki, który badał tajemnicę świętokrzyskiej mumii.
- Jesteś niedobra, więcej do domu nie wracaj - powiedzieli rodzice 11-letniej Emilce, którą adoptowali pięć lat temu. Spakowali jej plecak i wystawili za drzwi.
Właściciel sklepu skatował chłopaka przyłapanego na kradzieży cukierków. Kieleccy handlowcy uważają, że dobrze zrobił. - Gdyby ten złodziej dostał tylko kilka batów, nie zrobiłoby to na nim wrażenia - uważa właściciel wypożyczalni wideo.
Szanowni Państwo K. Ile żarówek wolno mi świecić i o jakich porach? Jaką zapewnicie mi temperaturę w pokojach? Ile litrów ciepłej wody mam mieć dziennie na mycie naczyń, a ile w środę i sobotę do kąpieli?
Trzydzieści lat profesor z Akademii Świętokrzyskiej pomagał koledze z Republiki Południowej Afryki śledzić kielecki trop słynnego mordercy Kuby Rozpruwacza. Nie przeszkodziły im ani komunistyczny reżim, ani znienawidzony na świecie apartheid.
Jacek M. podając się za dziennikarza, zdobył zaufanie (i nie tylko) kieleckich elit. - Myślę, że liczba osób, które Jacek M. naciągnął na pożyczki w Kielcach, jest ogromna - mówi radny Zbigniew Kośmider.
Zaczepiają dzieci, zastraszyli właścicieli sklepów, kradną i niszczą samochody. Policja nic nie robi i narzeka na prokuraturę. Prokurator powiedział, że przyjeżdża tylko do drastycznych przypadków. Mamy czekać, aż kogoś zamordują? Mamy się sami zorganizować i zrobić porządek? - pytają mieszkający w rejonie ulicy Szajnowicza.
Na pogrzeb Rafała przyszło kilkuset nastolatków. - Budujecie mury pomiędzy osiedlami. Popatrzcie teraz na siebie. Kto z was będzie następny? - pytał ich podczas kazania ksiądz.
- Teraz to już jest w miarę normalnie, ale na początku było jak w komediach Barei - mówi jeden z urzędników. - Stereo albo, jak kto woli, wash and go - śmieje się drugi
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.